Zdobywamy wzgórze Ancon i dalej zwiedzamy Panama City (10.03.2014)

Dzień tradycyjnie zaczęliśmy od śniadania. Tym razem wszyscy zdecydowali się na zestaw panamski, o którym pisałem wczoraj. Okazało się jednak, że po wczorajszej wieczornej uczcie nie chce nam się specjalnie jeść i Bromba z Glusiem nie byli w stanie dokończyć swoich porcji. Skoro jest tak źle, że przestaje nam mieścić się jedzenie, to znak, że trzeba zażyć trochę więcej ruchu. Nie było na to lepszego sposobu jak zdobycie wzgórza Ancon, znanego z tego, że łopoce nad nim wielka flaga Panamy. Zdaje się, że obecność flagi w tym akurat miejscu nie jest przypadkowe. Wcześniej wzgórze to było bazą obcych wojsk, a na szczycie widzieliśmy zdjęcie upamiętniające bohaterski czyn jakiegoś Panamczyka, który włamał się na teren bazy i zawiesił tam panamską flagę. Ogromna flaga, jak ktoś twierdził, wielkości boiska, łopoce teraz w tym miejscu, najprawdopodobniej po to, aby upamiętnić ten czyn. Pod szczyt podjechaliśmy małą, żółtą taksówką.

Widoki w drodze na szczyt wzgórza Ancón. 
Jednak znacznie częściej nic nie było, gdyż wszystko przysłaniała bogata roślinność.

Widok na Casco Viejo. W oddali widać kontrowersyjną obwodnicę tej części miasta..

Taksówkarz, czarnoskóry mężczyzna po sześćdziesiątce, przypominał swym wyglądam typowych Kubańczyków. Słuchał też muzyki, która kojarzyła mi się z Kubą. Zabrał nas spod hotelu, mimo, że miał już jakąś pasażerkę. Powiedział, że najpierw odwiezie ją, a później nas. Widocznie to tutaj popularne, bo kobieta bez problemu przesiadła się do przodu, abyśmy mogli siedzieć razem. Gdy już wysadził pierwszą pasażerkę, sam przesiadłem się do przodu, co pozwoliło mi na rozmowę z kierowcą. Oczywiście głównie mówił kierowca. Mówił o samym wzgórzu i o tym, że kiedyś byli tam gringos i pokazał nam budynek administracji kanału. Powiedziałem, że na kanale zarabiają dużo pieniędzy. Potwierdził to, ale dodał, że zwykli ludzie, tacy jak on, nic z tego nie mają i muszą ciężko pracować. To rzadki przypadek w Panamie, że kierowca taksówki był taki rozmowny. Zwykle słuchają tylko muzyki i nic nie mówią. Niestety, na koniec taksówkarz się nie popisał, bo ustaloną wcześniej stawkę $5 usiłował pomnożyć przez liczbę osób. Nie dałem się na to nabrać i dałem mu jedynie te pięć dolarów, mówiąc, że to za nas wszystkich. Nic nie powiedział, tylko zrobił smutną minę.

Most Ameryk widziany z Cerro Ancón..

Wejście na Cerro Ancon nie jest specjalnie trudne. Na szczyt prowadzi wąska asfaltowa droga, a w kilku miejscach są betonowe schody, pozwalające nieco skrócić dystans - oczywiście kosztem większego wysiłku potrzebnego na ich pokonanie. Na szczycie znajdują się punkty widokowe, z których z jednej strony widać kanał Panamski. odwiedzoną wczoraj śluzę Miraflores i Most Ameryk,  a z drugiej roztacza się widok na wieżowce Panamy oraz na Casco Viejo.  Co ciekawe, wokół Casco Viejo budowana jest obwodnica. Widzieliśmy ją już wczoraj, ale z góry widać ją jeszcze lepiej. Nie byłoby nic dziwnego w tej inwestycji, gdyby nie to, że owa obwodnica prowadzona jest na estakadzie w wodach Oceanu Spokojnego.  Wydaje się to niepotrzebnie kosztowne, a dodatkowo wcale nie dodaje uroku klimatycznemu Casco Viejo.

Ogromna flaga Panamy łopocząca na wietrze.
Flaga jest tak duża, że widać ją z różnych części miasta.

Pod sam maszt, tej olbrzymiej panamskiej flagi, nie można było podejść, gdyż teren był ogrodzony i wisiała na nim tabliczka informująca o zakazie przejścia. Na szczycie są też jacyś strażnicy. Jednemu z nich oddaliśmy klucze, które Gluś odnalazł na ścieżce prowadzącej na szczyt. Poza ciekawą roślinnością, widzieliśmy też jakieś duże gryzonie. Nie wiedzieliśmy co to, ale jednego z nich sfotografowałem, więc można będzie spróbować to ustalić, gdyby kogoś naszła taka ochota. 

Kolejny punkt programu był pokłosiem rozmowy z tym „kubańskim” taksówkarzem. Pytał się nas czy byliśmy na Tres Islas. Pomyślałem, że chodzi mu o promenadę łączącą kilka wysp położonych wzdłuż ujścia do kanału. Wyspy połączono groblą, najprawdopodobniej w celu ochrony kanału, a na samej grobli zbudowano drogę i szerokie alejki dla pieszych. Podobno jest to popularne miejsce na poranne i wieczorne spacery, jogging, czy jazdę na rowerze. Na miejsce, jak zwykle, podjechaliśmy taksówką. Poprosiłem, aby nas zawieźć na sam koniec. Nie było tam niczego specjalnie ciekawego. Widać, że to miejsce dopiero się rozwija, najprawdopodobniej pod kątem obsługi żeglarzy. Sądzimy tak po sporej marinie, która się tam znajdowała. Kierowca wysadził nas przed sklepem wolnocłowym, który pierwotnie nie wzbudził naszego zainteresowania. Później weszliśmy do tego budynku, aby poszukać toalety dla Glusia, a że ta była akurat sprzątana, to zerknęliśmy do sklepu. Okazało się, że mają tam całkiem dobre ceny perfum i zrobiliśmy małe, niespodziewane zakupy. Później przeszliśmy jeszcze kawałek tą promenadą, ale, że było bardzo upalnie, to zdecydowaliśmy się pojechać jeszcze raz do Casco Viejo, aby poszukać tam kartek pocztowych.

Ponownie w Casco Viejo. Ta dzielnica to głównie wąskie uliczki i kolonialne kamienice z balkonami.
Nie brakuje w niej jednak także większych placów i bardziej okazałych budynków.

Ledwo wysiedliśmy z taksówki złapał nas krótki, ciepły deszcz. Schroniliśmy się pod dachem budowli, której nazwa wyleciała mi z pamięci. Był to okrągły budynek z kolumienkami i ławkami w środku. Jeden z siedzących tam Panamczyków zwolnił nam miejsce, abyśmy mogli usiąść obok siebie. Długo tam nie posiedzieliśmy, gdyż wkrótce przestało padać. Później poszliśmy do jednego ze sklepów z pamiątkami i praktycznie od razu kupiliśmy ładne widokówki, które, jak mamy nadzieję, wkrótce wyślemy do części z naszych czytelników. Jak już byliśmy w Casco Viejo, to zdecydowaliśmy się ponownie pobłąkać po uliczkach i przejść się nad ten pasaż handlowy, który wczoraj oglądaliśmy nocą. Tak, jak przewidywaliśmy, teraz tętnił życiem. Nawet zrobiliśmy tam małe zakupy - Bromba kupiła sobie pasek. Później zatrzymaliśmy jakąś taksówkę i wróciliśmy kazaliśmy się zawieźć na miejsce, które wydawało nam się być nadmorską promenadą w biznesowej dzielnicy Panamy.

Oto te wspomniane przy poprzednim zdjęciu wąskie ulice oraz domy z balkonami. 

Indianki Kuna na końcu handlowego pasażu, po którym szliśmy.

Nazwę tego miejsca wzięliśmy z mapki otrzymanej w centrum handlowym. Chyba nie była to popularna nazwa, bo taksówkarz nie bardzo wiedział o co nam chodzi. Pokazywaliśmy mu mapę, ale to nie pierwszy przypadek z jakim się spotkałem, gdy taksówkarz kompletnie nie potrafi czytać mapy. Ostatecznie zawiózł nas do jakiegoś hoteliku o takiej samej nazwie. Na szczęście było to około 300-400 metrów od naszego celu, więc resztę drogi pokonaliśmy na piechotę.



Nadmorska promenada w biznesowej części Panamy
biegnąca wzdłuż Avenida Balboa.


Tego dnia było bardzo upalnie. Myślę, że przynajmniej 35 stopni w cieniu, a do tego pełne słońce. W konsekwencji promenada była nieco opustoszała. Znalazł się jedynie jakiś lodziarz, u którego zamówiliśmy z Brombą po jednym kubku lodów. Właściwie nie były to lody, a jedynie lód zeskrobany z litej bryły z dodatkiem jakiegoś słodkiego koncentratu owocowego i jeszcze jakichś innych składników. Gluś u innego sprzedawcy kupił sobie colę. Jednak nie wiele mu to dało. Upał był dla niego trudny do zniesienia. Dlatego dużo nie chodziliśmy, tylko wzięliśmy taksówkę i udaliśmy się do naszego hotelu.

Przekroczenie ruchliwych arterii umożliwiają estetyczne mostki dla pieszych.
Jednak pokonywanie ich w pełnym słońcu i 35 stopniowym upale, nie jest takie proste jakby się to wydawało.
Zwłaszcza Gluś ciężko to znosił.

Tym razem nieco wcześniej, gdyż trzeba było przygotować się do jutrzejszej wycieczki na wyspy San Blas. Samochód z napędem na cztery koła, bo tylko takie tam jeżdżą, miał po nas podjechać pomiędzy 5:30 a 6:00. Musieliśmy posegregować nasze bagaże, ponieważ na trzy dni na San Blas chcieliśmy wziąć tylko to co niezbędne, a resztę zostawić w hotelu. Na wieczór przygotowałem inny film z Diane Kruger, pod tytułem "Dla niej wszystko". Główną rolę w tym filmie gra Russel Crowe. Jednak nie dane nam było obejrzeć go do końca, bo wszystkich z nas zmorzył sen. Być może lekko pomogło w tym Cuba libre, chociaż wcale nie było go dużo :-)

Tradycja i nowoczesność. Autobus "Diablo Rojo" w nowoczesnej, biznesowej dzielnicy Panamy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Miami by night

Atrakcje Miami z Super Bowl LIX w tle

¡Bienvenidos a Galápagos!