Dzień 19 - Białe Miasto, czyli dzień w Arequipie (30.04.2013)
Dzień zacząłem od zrobienia odprawy internetowej na lot z Paryża do Gdańska. Później skopiowałem na pendrive'a wygenerowaną kartę pokładową oraz zabrałem siatkę z brudnymi rzeczami i poszedłem w miasto. Bardzo blisko mojego hostelu znalazłem pralnię, która za 7 soli zajmie się moimi brudami, trochę tego już się zebrało. Dużo więcej niż w Cuzco, chociaż waga wyszła podobna, około 2 kg. Może w Cuzco coś oszukiwali, albo przez to zimno rzeczy były wilgotniejsze i przez to cięższe. Zaraz na przeciwko pralni była jakaś kawiarenka internetowa, gdzie poszedłem wydrukować kartę pokładową. W tym celu musiałem wesprzeć się słownikiem, ale najwyraźniej zrobiłem to skutecznie, bo po chwili miałem już swój wydruk. Wydałem na niego całe 10 centymów.
Zadowolony wszedłem do pobliskiej cukierni, bo zauważyłem, że na swojej reklamie piszą coś o kanapkach. Zamówiłem kanapkę z serem i kawę. Kanapka była dosyć dziwna, ale kawa normalna. Jedno i drugie kosztowało po 2,5 sola. Sporo drożej niż na mercado, ale akurat hali targowej przy hostelu nie mam.
Później poszedłem oglądać Białe Miasto, gdyż tak mówi się o Arequipie. Sporo budynków tutaj jest białych, a to ze względu na stosowany budulec, skałę wulkaniczną sillar, o którą tutaj nie trudno. Jednak, to nie z tego powodu miasto zyskało miano białego. Prawdziwym powodem są mieszkańcy, którzy wcześniej, w przeważającej większości, byli białymi potomkami kolonizatorów. I to bardzo widać w zabudowie historycznego centrum miasta, które ma niewątpliwe cechy europejskie, chociaż najprawdopodobniej należałoby powiedzieć, że kolonialne. Co najważniejsze, ta zabudowa jest po prostu ładna. W 2000 roku historyczne centrum Arequipy zostało wpisane na listę dziedzictwa UNESCO. Moim zdaniem, w pełni zasłużenie. Oczywiście, widać to wpływy "kultury" latynoamerykańskiej, ale widać też starania, aby nie doprowadzić do całkowitego zdewastowania tego pięknego dziedzictwa. Arequipa bywa też nazywana miastem wiecznej wiosny. Coś w tym musi być, bo na każdym kroku widać jakieś obściskujące się pary.
Życie na ulicach też wygląda trochę inaczej niż w innych miastach Peru. Bardzo trudno spotkać Indiankę w jej charakterystycznym stroju. Dużo mniej jest sprzedawców ulicznych. Dużo większa liczba Peruwiańczyków ubiera się tutaj modnie, w europejskim stylu. Jest sporo sklepów z ubraniami czy butami, które wyglądają podobnie do tych, które znamy z naszych galerii handlowych. Są supermarkety, jest Mc Donald's, KFC czy Starbucks. Po prostu cywilizacja. Po wizycie w La Paz to trochę szok. Chociaż La Paz też miało swój urok, to jednak od takiej cywilizacji, jaką znamy, było dosyć odległe, a Arequipa jest niemalże miastem europejskim. Wysoki komfort życia wcale nie wywołuje u mieszkańców tego miasta cech konformistycznych. Wręcz przeciwnie. To tutaj miło swój początek wiele buntów i przewrotów politycznych.
Starówka, po której głównie spaceruję, to jednak tylko wycinek tego prawie milionowego miasta. W innych miejscach może już nie być tak europejsko, ale i tak, trzeba docenić wysiłki włodarzy tego miasta.
Klucząc uliczkami, dotarłem w końcu na Plaza Principal, czyli główny plac miasta. Z jednej strony zamyka go budynek katedry, a pozostałe boki otoczone są dwupiętrowymi arkadami. Po środku jest tradycyjna fontanna oraz dużo zieleni, a w tym palmy. Zupełnie jakby to było w Hiszpanii.
Zacząłem od zwiedzenia katedry. Według przewodnika miało być za darmo, ale ostatnio wpadli na genialny pomysł, aby do katedry dodać muzeum oraz możliwość wejścia na dach i za to wszystko pobierać opłatę w wysokości 10 soli. Do tego dochodzi koszt przewodnika, również 10 soli. Przewodnik był angielskojęzyczny i na początku oprowadzał tylko mnie, a później dołączył jeszcze jakiś Amerykanin z Nowego Jorku. Przewodnik bardzo się starał i zwiedzanie było nawet przyjemne.
Później odszedłem poza stare centrum, ale w końcu ponownie wróciłem na główny plac i dałem się namówić na posiłek w restauracji na górnym poziomie arkad. Moja wizyta w Peru powoli dobiega końca, więc zdecydowałem się zamówić cuy, czyli świnkę morską. Danie kosztowało 40 soli i poza tym rozpłaszczoną świnką dostałem trzy duże ziemniaki w całości. Były też ziarna kukurydzy, przyrządzone w taki sposób, że były kruche i delikatne, w smaku przypominały trochę popcorn, ale nie popękane i wywrócone na drugą stronę. Dodatkowo była też sałatka z czerwonej cebuli. Do tego zamówiłem duże piwo Arequipeña za 7 soli. Jak się okazało, duże to tutaj 620 ml. Przyznaję się, że świnki i tej sałatki z cebuli nie dojadłem do końca. Sama świnka przypomina w smaku kurczaka, tylko jest z nią więcej zabawy. Inne świnki morskie mogą spać spokojnie, raczej nie staną się moim przysmakiem.
Resztę dnia spędziłem na wałęsaniu się po mieście, które nawet po zmroku jest bardzo przyjemne. W trakcie spacerowania kupiłem w supermarkecie jogurt i sok, gdyż nie spotkałem tu kramiku wyciskacza soków, a w takim La Paz stali niemalże na każdym kroku. Kupiłem też napój Powerade, ale raczej z przyzwyczajenia, a nie dlatego, abym potrzebował uzupełnienia minerałów, po jakimś wysiłku. Podczas wieczornego spaceru skusiłem się na popcorn (1 sol) i churros (2 sole). Churros, to taki hiszpański przysmak. Na słodko. Odebrałem też pranie, które było starannie poskładane i zapakowane w biały worek. Wygląda na to, że chyba nawet odprasowane. Aż się czuję winny, że za mało zapłaciłem.
Po powrocie do pokoju, przeraziła mnie kwestia wyprawy do kanionu Colca. Widzę, że nie będzie mi tak łatwo stamtąd wrócić, a powoli goni mnie czas. Początkowo miałem w planie jutro dalej zwiedzać Arequipę, zwłaszcza, że trochę jeszcze mi zostało. W szczególności pominąłem klasztor Santa Catalina, który zdecydowanie wart jest odwiedzin. Do kanionu chciałem jechać dopiero o 1:30 w nocy, aby być tam zaraz z rana. Teraz przeczytałem, że jedna z firm autobusowych zawiesiła w tym miesiącu swoje kursy do Cabanaconde i muszę wprowadzić poprawkę do mojego planu. Prawdopodobnie pojadę tam już jutro rano, o 8:00. Zostanę tam na noc i następnego dnia, z rana spróbuję wrócić do Arequipy. Wtedy będę mógł dokończyć zwiedzanie w piątek. Trochę mi się to wszystko nie podoba, ale co zrobić. Trzeba dostosować plany do realiów. Muszę mieć pewność, że będę w Arequipie w piątek po południu, aby zdążyć odebrać duży plecak i zająć miejsce w autobusie do Limy, który odjeżdża o 18:00.
Widok z Ponte Grau na rzekę Chilli.
Tu są mosty! To lubię. Ten był nawet ładny.
Alpaka sprawdza, kto jej przeszkadza w porządkowaniu trawnika.
Ponownie Ponte Grau. W tle wieże katedry.
Jedna z malowniczych uliczek.
Mur po lewej to klasztor Santa Catalina.
Ten klasztor to takie miasto w mieście. Mam nadzieję, że będzie dane mi go zwiedzić.
Kościół Św. Augustyna.
Droga prowadząc na Plaza Principal.
Portal i schody obok kościoła Św. Augustyna.
Belgijskie organy w katedrze. Podobno największe w Ameryce Południowej.
Aktualnie w trakcie renowacji.
Katedralna ambona przypłynęła z Francji.
Mieszanie religii. Słońce czyli bóg Inti i kukurydza, które wg dawnych wierzeń jest łzami Inti.
Piuska Piusa XI. Dar dla katedry.
Nasz papież podarował im monstrancję, ale ją skradziono.
Błąd w sztuce. Odwrócone P na największym dzwonie katedry.
Widok z dachu katedry na Plaza Principal.
Widok z Plaza Principal na kościół Compañía.
Wiele domów ma bardzo ładne patia. To jest dodatkowo dobrze chronione.
Szkoła im. Jana Pawła II.
Widok na wulkan El Misti.
Mój obiad. Wygląda apetycznie?
Arkady na wewnętrznym dziedzińcu, prawdopodobnie jakiegoś klasztoru, ale nie pamiętam.
Plaza Principal. Widok na katedrę.
Boczna uliczka.
El Misti.
Arkady na Plaza Principal. Po zmroku nie jest tu wcale tak chłodno.
Można nawet powiedzieć, że przyjemnie.
Katedra nocą.
Piękne miasto wyłania się z Twoich zdjęć, główny plac śliczny, miejsce Twojego posiłku również.
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy serdecznie!
Dziękuję i również pozdrawiam!
UsuńTym razem siedzę z Anusią. Pytam ją co napisać do wujka Wojtka, a ona mówi, że nie wiem :) Piję sobie Yerba Mate Pajarito tym razem waśnie z Peru. A teraz napisze Ania: ncxdddsaaaaaaaaaa
OdpowiedzUsuńPozdrowienia dla całej malborskiej rodzinki!
UsuńSpecjalne pozdrowienia dla Anusi!!! :-)
Arequipa wydaje się być interesującym i pięknym miastem, nawet bardziej podoba mi się od Limy. Dzięki za piękne zdjęcia, które przybliżają klimat i otoczenie:)Wrażenie zrobiła na mnie Twoja wędrówka po Świętej Dolinie Inków, ruiny, tarasy uprawne, a najbardziej góry Machu Picchu i Huayna Picchu, wprost cudowne widoki.
OdpowiedzUsuńDziękujemy za kartkę z Peru:)Gorąco pozdrawiamy!
Dziękuję za zainteresowanie i pozdrowienia. Zgadzam się, że Arequipa jest ładniejsza od Limy. Cuzco też jest ładne, ale mniejsze. Bardziej kameralne i więcej w nim Indian. Z kolei La Paz może nie jest ładne, ale położenie ma niesamowite. Miasto leży na dosyć pagórkowatym terenie, a otaczają je jeszcze wyższe wzniesienia. Całe obsypane domkami i pustaków w kolorze cegły. Przez co, z daleka wygląda to bardzo spójnie. W nocy też jest ładnie, bo wszystkie wzniesienia oblane są tysiącami światełek. Niestety, z bliska wygląda to już gorzej.
UsuńPozdrowienia dla całej rodzinki!