Dzień 18 - Droga z La Paz do Arequipy (29.04.2013)

Dzisiaj przez cały dzień głównie siedziałem, a jestem zmęczony, jakbym ciężko pracował.

Wstałem o 7:00 czasu boliwijskiego, czyli o 6:00 czasu peruwiańskiego. Autobus do Puno miałem o 8:30, ale wcześniej trzeba było zapłacić za pokój, a nie miałem już tylu boliwianów. Dlatego wstałem wcześniej i wyruszyłem na poszukiwania jakiegoś bankomatu. Znalazłem go niedaleko miejsca, w którym spodziewałem się go znaleźć i wypłaciłem 200 Bs. Chciałem 150, ale bankomat nie chciał. Dziwne, bo umożliwiał wypłatę nawet 20 Bs. Mówi się trudno. Nie będę się sprzeczał z głupią maszyną. W drodze z bankomatu, u jakiejś Indianki, kupiłem sobie 3 bułki za 1,20 Bs., ale dałem jej całe 2 Bs. To miało być moje śniadanie.

Później wróciłem do hostelu, zabrałem bambetle, zapłaciłem za pokój, oddałem niepotrzebny mi pilot do telewizora, klucz oraz małą kłódeczkę. Taki tam mieli podwójny system zamykania. Na klucz i na kłódkę. Kłódka miała dosyć dziwny klucz i pewnie miała stanowić lepsze zabezpieczenie niż zamek w drzwiach.

Do dworca autobusowego był kawałek drogi, więc ruszyłem szybkim tempem. Końcówka jest sporo pod górę, ale nie odpuszczałem. Mocno oddychając, parłem do przodu. Gdy przyszedłem na dworzec, była 8:10, a więc miałem jeszcze trochę czasu. Zapłaciłem opłatę dworcową i poszedłem szukać autobusu. Zwykle podstawiają go pół godziny wcześniej, ale tym razem autobusu nie było. Wykorzystałem ten czas na kupienie sobie bułki z serem i szynką. Pani spytała, czy chcę na ciepło, to wziąłem na ciepło. Trochę mi tę bułę przy tej okazji sprasowała, ale przynajmniej zjadłem coś ciepłego. Później na granicy w Desaguadero, już po stronie peruwiańskiej, kupiłem sobie dwie pomarańcze za 1 sola. Zjadłem tylko jedną, ale bułki poszły wszystkie. Autobus do Puno był trochę droższy, ale za to w cenie była też jakaś skromna przekąska: mała babeczka czekoladowa, krakersy i mały napój w kartoniku. 

Okazało się, że ten autobus w Puno miał tylko przystanek, a dalej jechał do Cuzco. W środku było pełno naszych. Część jechała do Puno, a część do Cuzco. Jeszcze przed wejściem do autobusu, chwilę porozmawiałem, z którąś z grup. Jest duże prawdopodobieństwo, że Polacy stanowiliby największą grupę narodowościową w tym autobusie. Czyli nasi górą!

Gdy wszedłem na dworzec w Puno, to zaraz wpadłem na faceta wykrzykującego Arequipa. Zapytałem go za ile, a on na to, że za 20 soli i to już za 15 minut, o 14:00 czasu peruwiańskiego. Nie namyślając się wiele od razu zdecydowałem się jechać, chociaż później trochę żałowałem. Miałem w planie zjeść w Puno mojego ulubionego pstrąga, a przez ten pośpiech, z mojego obiadu wyszły nici. Do tego trafiłem, na jakąś gorszą firmę transportową. Świadczy o tym fakt, że w tym autobusie byłem już jedynym obcokrajowcem. Inną konsekwencją było przeciąganie godziny odjazdu i ciągłe poszukiwanie nowych pasażerów. Samych siebie przeszli w Juliace, gdzie mieliśmy przystanek. Po wyjeździe z terminala nasz autobus zaczął się zachowywać jak colectivo i rozpaczliwie zbierał pasażerów. Pasażerowie, którzy wsiedli wcześniej, byli tym rozwścieczeni. Kopali w podłogę i stukali w ściany autobusu. Efekt protestów był mizerny, autobus jechał w żółwim tempie, a naganiacze dalej wykrzykiwali "Arequipa". W końcu jednak ruszyliśmy i później już było normalnie. Przy okazji tego zamieszania w Juliace kupiłem sobie kolejne owoce, tym razem 4 duże mandarynki z 2 sole. Zjadłem tylko dwie, gdyż musiałem trzymać w ryzach mój żołądek i w pełni kontrolować potrzeby fizjologiczne. Nawet mi się to udało. Z toalety skorzystałem dopiero na dworcu w Arequipie, gdzie przybyłem około 20:30 czasu peruwiańskiego. 

Korzystając z okazji, że jestem na dworcu, od razu kupiłem sobie bilet do Limy na piątek, 3 maja, godz. 18:00. Podróż może trwać 20 godzin, więc zdecydowałem się na miejsce typu cama, czyli leżące. Tym razem wybrałem polecaną firmę Flores i za bilet zapłaciłem 100 soli. Zapłaciłbym 85, ale nie chciałem pozbywać się całej gotówki i wybrałem płatność kartą.

Hostel w Arequipie wziąłem z przewodnika "Peru i Boliwia" i chyba jest w porządku, chociaż internet mają wolny. Pokój jest wyższy niż dłuższy, ale dla mnie wystarczy. Muszę tylko sprawdzić, czy pod prysznicem jest ciepła woda. Według przewodnika miała być. Zobaczymy!

Altiplano. W drodze do Arequipy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Miami by night

Atrakcje Miami z Super Bowl LIX w tle

¡Bienvenidos a Galápagos!