Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2013

Dzień 19 - Białe Miasto, czyli dzień w Arequipie (30.04.2013)

Obraz
Dzień zacząłem od zrobienia odprawy internetowej na lot z Paryża do Gdańska. Później skopiowałem na pendrive'a wygenerowaną kartę pokładową oraz zabrałem siatkę z brudnymi rzeczami i poszedłem w miasto. Bardzo blisko mojego hostelu znalazłem pralnię, która za 7 soli zajmie się moimi brudami, trochę tego już się zebrało. Dużo więcej niż w Cuzco, chociaż waga wyszła podobna, około 2 kg. Może w Cuzco coś oszukiwali, albo przez to zimno rzeczy były wilgotniejsze i przez to cięższe. Zaraz na przeciwko pralni była jakaś kawiarenka internetowa, gdzie poszedłem wydrukować kartę pokładową. W tym celu musiałem wesprzeć się słownikiem, ale najwyraźniej zrobiłem to skutecznie, bo po chwili miałem już swój wydruk. Wydałem na niego całe 10 centymów. Zadowolony wszedłem do pobliskiej cukierni, bo zauważyłem, że na swojej reklamie piszą coś o kanapkach. Zamówiłem kanapkę z serem i kawę. Kanapka była dosyć dziwna, ale kawa normalna. Jedno i drugie kosztowało po 2,5 sola. Sporo drożej niż na me...

Dzień 18 - Droga z La Paz do Arequipy (29.04.2013)

Obraz
Dzisiaj przez cały dzień głównie siedziałem, a jestem zmęczony, jakbym ciężko pracował. Wstałem o 7:00 czasu boliwijskiego, czyli o 6:00 czasu peruwiańskiego. Autobus do Puno miałem o 8:30, ale wcześniej trzeba było zapłacić za pokój, a nie miałem już tylu boliwianów. Dlatego wstałem wcześniej i wyruszyłem na poszukiwania jakiegoś bankomatu. Znalazłem go niedaleko miejsca, w którym spodziewałem się go znaleźć i wypłaciłem 200 Bs. Chciałem 150, ale bankomat nie chciał. Dziwne, bo umożliwiał wypłatę nawet 20 Bs. Mówi się trudno. Nie będę się sprzeczał z głupią maszyną. W drodze z bankomatu, u jakiejś Indianki, kupiłem sobie 3 bułki za 1,20 Bs., ale dałem jej całe 2 Bs. To miało być moje śniadanie. Później wróciłem do hostelu, zabrałem bambetle, zapłaciłem za pokój, oddałem niepotrzebny mi pilot do telewizora, klucz oraz małą kłódeczkę. Taki tam mieli podwójny system zamykania. Na klucz i na kłódkę. Kłódka miała dosyć dziwny klucz i pewnie miała stanowić lepsze zabezpieczenie niż...

Dzień 17 - El Camino de la Muerte, czyli Droga Śmierci (28.04.2013)

Wstałem i poszedłem do biura Vertigo Biking, które znajduje się niedaleko mojego hostelu. Nie wiedziałem jeszcze, czy udało im się zabrać grupę szaleńców, chcących zjechać drogą, na której wciąż giną ludzie. I do końca nie byłem pewien, czy zmartwię się, gdy nie uda się zebrać tej grupy. Gdy dochodziłem do biura, to zobaczyłem busa z rowerami na dachu. To oznaczało, że jednak trzeba będzie powiedzieć "B". Dopłaciłem brakującą kwotę i w chwilę później do biura weszła dwójka ludzi z Polski. Byli to Łukasz i Kuba, jak się okazało, ludzie z podobnej gliny, więc łatwo znaleźliśmy wspólny język. Zresztą spotkaną wcześniej parę Polaków, też bardzo ciepło wspominam. Poza nimi był jeszcze sympatyczny Josh ze Stanów i dwie dziewczyny z Irlandii: Sara i Carmella, o ile dobrze zapamiętałem ich imiona. Biuro Vertigo Biking okazało się strzałem w dziesiątkę. Wszystko było profesjonalnie zorganizowane. Dostaliśmy porządne rowery z amortyzatorami i pneumatycznymi hamulcami tarczowym...

Dzień 16 - La Paz czyli jedno wielkie targowisko (27.04.2013)

Obraz
Nie spało mi się zbyt dobrze. Hałasy do pierwszej w nocy. Ktoś tak głośno oglądał telewizję. Jeszcze nie położyłem się spać, więc aż tak bardzo mnie to nie stresowało. Za to gdy się już położyłem, to trochę było mi zimno. Może przez to, że mało zjadłem. Tylko śniadanie na Wyspie Słońca i dwa batony musli w autobusie. Gdy wstałem, zrobiłem rozpoznanie w sprawie agencji organizujących zjazd rowerowy słynną Drogą Śmierci. To droga wykuta w zboczu góry o trzy metrowej szerokości, z przepaściami sięgającymi 600 metrów. Oczywiście, o nawierzchni szutrowej. Obecnie jest zamknięta dla ruchu. Znalazłem agencję Vertigo. Blisko, solidnie i dosyć tanio - 480 Bs. Wpłaciłem 150 Bs. zaliczki i umówiłem się na 7:30 jutro. Tylko nie wiadomo, czy coś z tego będzie, bo pierwszą osobą, a minimum to trzy. Zobaczymy. Później kupiłem takiego rogalo-pieroga z mięsnym farszem za 3,50 Bs. Nazwy nie zapamiętalem. Podobnego jadłem w Puno. Ani ten ani tamten mi nie smakował. Kupiłem 5 bananów za 5 Bs. Dwa ra...

Dzień 15 - Isla del Sol i La Paz, czyli najpierw relaks, a potem emocje bez emocji (26.04.2013)

Obraz
W telegraficznym skrócie: Gdy o 6:00 zadzwonił budzik, to w pierwszym momencie myślałem, że jestem w domu, w Polsce. Zignorowałem go i pospałem do 7:00. Skorzystałem ze wspólnej łazienki. Nie brałem kąpieli, ale widziałem podgrzewacz, więc może była ciepła woda. Poczekałem chwilę, aż pokaże się Indianka, abym mógł jej zapłacić za pokój. Wypiłem czarną kawę za 5 Bs. Stoisko z kanapkami dopiero się rozstawiało, więc sobie odpuściłem. Przespacerowałem się przez całą wyspę z północy na południe, raz w górę, raz w dół.  Piękne widoki.  Po drodze pomogłem jednej starszej Indiance przejść przez kamienny murek, a później jeszcze go naprawiłem dokładając kamieni. Miało być sporo bram z poborem opłat lokalnych za przejście. Była tylko jedna. Musiałem zapłacić 15 Bs. Przez większość trasy towarzyszył mi pies, jak z Aguas Calientes. W przewodniku straszono dzikimi psami, ale nie spotkałem. Tylko Indian wyprowadzających głównie osły, raz lamę, a raz trzy czarne prosięta. Wszystkich spo...