Królewskie doświadczenie w Quito

 Dzisiaj nic ciekawego się nie działo. I dobrze, bo to był dzień przenosin z Galapagos do Quito. Rano zjadłem śniadanie, rozwiązałem jakiś problem związany z robotą i poszedłem pożegnać się z San Cristobal. Chyba najbardziej mi się tu podobało, chociaż każda z wysp ma swoje zalety i myślę, że każda po 2-3 dniach by się znudziła. Tak naprawdę na Isabeli już nie miałem co robić, bo w zaliczyłem wszystkie atrakcje, nie licząc tych płatnych, bo ich kilka pewnie zostało.

Tak wygląda patio w moim hotelu w Quito. A pokój to aż wstyd pokazywać.

Lot miałem o 13:05, ale na lotnisko poszedłem o 10:30, bo w teorii bramkę mieli otworzyć na godzinę przed lotem. I dobrze zrobiłem, bo wcale nie byłem pierwszy i musiałem swoje odstać w różnych kolejkach. Internetu oczywiście nie miałem i trochę mi to doskwierało, bo nie mogłem planować, transportu z lotniska do hotelu. Miałem plan jechać dwoma autobusami, ale wszyscy odradzają autobusy i radzą taksówkę. Mój hotel z Quito zaproponował że mnie odbierze za $25, co jest raczej w niskich zakresach cen podawanych w internecie. Jednak odmówiłem, bo jak miał być autobus to będzie. Tylko chciałem zmienić miejsce przesiadki, bo to pierwotne, zaproponowane przez Google'a rzeczywiście było nieco problematyczne zważywszy na porę. Miałem wysiąść przy jakimś sporym węźle drogowym, przejść się na inną z dróg tego węzła i tam czekać na kolejny autobus.

Mój samolot nie leciał bezpośrednio do Quito, lecz miał międzylądowanie w Guayaquil, gdzie zatankował paliwo i wymienił część pasażerów. Leciałem Aviancą, czyli w nowym Airbusem A320, ale za to z płatnym serwisem. Na postoju w Guayaquil sprawdziłem, że pojawił się internet, więc to ograniczenie dotyczyło tylko Galapagos.

Skoro miałem internet to mogłem wprowadzić modyfikację planu, którą w międzyczasie obmyśliłem. Pomyślałem sobie, że dobrze byłoby dotrzeć na jakiś dworzec autobusowy, a stamtąd pojechać Uberem. Lotnisko jest 40 km od centrum Quito, więc trochę się jedzie. Spod lotniska wyjechałem o 18:10, a słońce zachodzi ok. 18:30, więc niezależnie, który wariant bym wybrał i tak dotarłbym po ciemku. Za opcję z Uberem przemawiało też to, że jak tylko zrobiło się ciemno to zaczęło padać.

Do dworca Rio Coca dotarłem o 20:15. Autobus kosztował poniżej $2.50, bo z 3 dolarów dostałem 50 centów i jeszcze jakąś monetę reszty. Miałem przygotowane $2, bo taką cenę gdzieś znalazłem, ale musiałem sięgnąć po kolejnego dolca. Wygląda na to, że tu też dotarła inflacja. 

Ubera zamawiałem drugi raz w życiu i pierwszy raz zagranicą. Wszystko poszło w miarę sprawnie tylko zamiast 5 minut musiałem czekać 10, bo o tej porze jest spory ruch. Za kurs płaciłem poprzez Google Pay, czyli bezgotówkowo. Cena za przejazd jest znana od razu i było to $4.04 za nieco ponad pół godziny jazdy. 

Hotel wybrałem blisko centrum historycznego Quito, bo ta wydaje mi się najciekawsza do zwiedzania na piechotę. Wybrałem jakiś w miarę tani i o dobrych opiniach. Widziałem już na zdjęciach, że jest lekko kiczowaty, ale na żywo chyba bardziej. Pokój dostałem inny niż widziałem na zdjęciach, bo z antresolą. Będę tu tylko dwie noce, więc jakoś przeboleję to "królewskie" doświadczenie.

Nie mam za dużo zdjęć, więc będzie kilka ciekawostek. Tak wyglądał prysznic w ostatnim hotelu. Często można takie spotkać w Ameryce Południowej. Tu jeszcze wygląda to w miarę profesjonalnie i bezpiecznie. Czasami widać gołe, skręcone druty.

W łazience miałem polski akcent, ale żadnej polskiej wódki w sklepach nie widziałem. Kiedyś Wyborowa była wszędzie.

Tak wyglądają tablice rejestracyjne na Galapagos. Tu chyba na jakimś chińskim aucie.

Pożegnanie ze zwierzakami i żołnierzami, którzy blokowali mi skrót na plażę.

Pomysłowość Latynosów - przejście dla pieszych rozdzielone na drodze rozdzielonej na dwie jezdnie żywopłotem i nie ma jak przejść, bo na przejściu też jest żywopłot. 
Po prawej stronie od przejścia stoi znak informujący o drodze ewakuacji w razie tsunami. Bardzo dużo było takich znaków. 

Kolejka do kontroli bezpieczeństwa.

Autobus, który zabrał mnie z lotniska.

Na podobnym przystanku miałem wysiąść w pierwszym wariancie.

A to moja obecna rezydencja. Tylko plecak nie za bardzo tu pasuje :)



Taki piesek pilnuje tu dobytku.


Komentarze

  1. Łóżko pierwsza klasa 😆 pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jakiś wyrób medyczny. Jest na nim napis "Ortopedico".

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Miami by night

Atrakcje Miami z Super Bowl LIX w tle

¡Bienvenidos a Galápagos!