Zwierzęta w Parku Krugera i nocy powrót do Palaborwa

Tak wygląda zwiedznaie Parku Krugera.
Wczoraj miałem plan, aby wstać o 6:00. Gdy nastawiałem budzik dodałem sobie 15 minut, a rano, niepostrzeżenie, jeszcze godzinę i kolejne 15 minut. A tylko na chwilę zamknąłem oczy. Ostatecznie do Parku Krugera wyruszyłem nieco po 8:00. Wcześniej zrobiłem zdjęcie południowoafrykańskim banknotom. Na awersie zawsze znajduje się wizerunek ojca "Tęczowego Narodu" Nelsona Mandeli. Rewersy już są różne. Może się na nim znaleźć młody Nelson Mandela w stroju wojownika podpisany jego przydomkiem Madiba, który w rzeczywistości jest nazwą jednego z klanu ludów Xhosa. Jak łatwo się domyślić, Mandela wywodził się właśnie z tego klanu. Lud Xhosa ma ciekawy język należący do grupy języków mlaskowych. Dźwięk opisywany literami xh to właśnie jeden z takich mlasków. W każdym razie brzmi to oryginalnie. Lud Xhosa, podobnie jak lepiej znani Zulusi, należą do ludów bantu. Ich języki, poza tymi mlaskami, są do siebie podobne i Xhosa często rozumieją lub nawet mówią w zulu. RPA ma 11 oficjalnych języków. Poza xhosa i zulu są też języki białej mniejszości, czyli angielski i afrykanerski. Większość czarnoskórych mieszkańców RPA zna albo angielski albo afrykanerski. Co ciekawe, wśród oficjalnych języków nie ma języka buszmenów, którzy jako jedyni mogą mówić o sobie, że są rdzennymi mieszkańcami Afryki Południowej. 

Południowoafrykańskie randy.
Wracając do banknotów i ich rewersów, to poza Madibą można na nich znaleźć zwierzęta Wielkiej Piątki. Jak widać, na R10 jest nosorożec, na R20 słoń, a na R100 bawół afrykański. Moim celem na dziś jest próba odszukania tych zwierzaków w Parku Krugera.

Tym razem nie było problemu ze zrozumieniem pani z recepcji parku i stosunkowo szybko byłem w środku. Pierwsze przywitały mnie zebry. Były niedaleko bramy - podobnie jak wczoraj antylopy.

Zebra nieopodal Palaborwa Gate.

Później od razu pojechałem nad wodę, przy której wczoraj widziałem słonie. Słoni nie było, ale z drogi umknął mi jakiś ciemny kot. Patrzyłem trochę pod słońce i szczegółów nie widziałem. Lew to na pewno nie był. Wydaje mi się, że mógłby to być lampart, czyli jeden z Wielkiej Piątki. Niestety, mimo że dużo groźniejszy, był bardziej płochliwy niż antylopy, czy zebry i czmychnął przed samochodem. O zrobieniu zdjęcia nawet nie było mowy. W innym miejscu nad wodą spotkałem dwa czarno-białe ptaki o nieznanej mi nazwie. W każdym razie nie były to sroki.

Ptak spotkany nad wodą.
Później spotkałem trochę antylop, które z czasem rzeczywiście trochę mi się opatrzyły.

Antylopy.
Poza miejscami, gdzie żerowały jakieś zwierzęta, była tylko roślinność i dziwne kopce, niczym usypane z piasku.

Kopiec, których wiele można spotkać jadąc od strony Palaborwa Gate. 
Zrobiłem kilka zdjęć, aby pokazać jak wygląda tamtejszy krajobraz. Nie zawsze jest tak zielono, czasami jest nieco pustynnie, a niekiedy rosną trawy i od czas do czasu drzewa lub większe krzewy. Jednak w pobliżu Palaborwa przeważają krzewy. Trochę zbyt niskie dla żyraf, ale za to idealne dla słoni. A trzeba wiedzieć, że taki słoń to ma apetyt. Duży egzemplarz musi dziennie zjeść ponad 200 kg roślin i wypić 200 litrów wody. W zamian produkuje około 80-90 kg kału, który często można spotkać na drodze. Łatwo sobie wyobrazić, że takie stado słoni potrafi uczynić niezłe spustoszenie.

Krajobraz w Parku Krugera.

W Parku Krugera obowiązują ograniczenia prędkości. Na drogach asfaltowych jest to 50 km/h, a na drogach szutrowych 40 km/h. Podobno są fotoradary poukrywane po krzakach. Ewentualne mandaty wypożyczalnia ściąga z karty, więc nie do się od nich uciec. Na dodatek doliczana jest jeszcze jakaś prowizja za obsługę. Lepiej więc nie pędzić. Zresztą 50 km/h to i tak za szybko, bo ciężko wypatrywać zwierzęta, a gdy się już wypatrzy, to często trzeba się cofać.

Parkowa droga asfaltowa.
Chwilami, gdy długo nie ma żadnych zwierząt, jazda trochę się dłuży. Po takiej dłuższej przerwie nawet antylopy znów cieszą oko.

Antylopa z bliska.

Stadko antylop na drodze.

Zebra z bliska.

Grupka zebr skupionych na konsumpcji.

Kolejne zebry.
Krajobraz.
W jednym miejscu zjechałem na szutrówkę i póżniej miałem obawy, czy dam radę przejechać moim samochodem. Na szczęście nie musiałem wzywać pomocy.

Fragment drogi, która wzbudziła moje wątpliwości. 

W nagrodę zobaczyłem jakiegoś czarnego ptaka przypominającego indyka. Były też antylopy, w tym jedna gnu, ale się schowała i nie ma zdjęcia.

Ptak przypominający indyka.
Po powrocie na główną drogę zatrzymałem się przy innym samochodzie. Jak się okazało wypatrzyli hienę i to nie byle jaką, bo karmiącą.


Hiena karmiąca małą hienkę.

W innym miejscu spotkałem gromadę ludzi idących w poprzek drogi. A niby nie wolno tutaj opuszczać samochodu. Jak widać, niektórych to nie dotyczy. Chociaż tak całkiem nie zlekceważyli niebezpieczeństwa, bo idący na czele miał karabin.

Nietypowa przeszkoda na drodze.
W drodze na południe parku jest most, na którym w obrębie wyznaczonych linii można opuścić samochód. Oczywiście na własną odpowiedzialność.

Widok z mostu na przeciwległy brzeg.

Widok z mostu na rzekę.

Zaparkowałem na moście i poszedłem rozprostować kości.

Gdy w drodze na południe roślinność trochę się zmieniła, to pojawiły się żyrafy.

Żyrafa podczas konsumpcji.
I nie tylko żyrafy. Także boćki. Z Polski? Niemożliwe! To trochę za daleko.

Bocian.
 Trochę dalej były też słonie.

Słonie.


Słonie.

Póżniej zobaczyłem zwierzę, które skojarzyło mi się z bawołem afrykańskim. Jednak była to zwykła antylopa gnu, a nie żaden bawół.

Antylopa gnu, którą pomyliłem z bawołem.

Krajobraz w Parku Krugera.

Krajobraz w Parku Krugera.
Zauważyłem, że zebry i żyrafy często trzymają się razem. Generalnie zebry chyba są dosyć towarzyskie, bo i z antylopami można je spotkać.

Nienasycona zebra, która uciekła mi z kadru, bo zobaczyła jakąś trawę.

Grupka czterech żyraf ogałaca biedne drzewko.

Żyrafy na spacerze.

Droga zamknięta - idzie żyrafa.

Stadko zebr.

Zebra wypatruje, co by tu zjeść.

Po drugiej stronie drogi trawa jest smaczniejsza. Żyrafy już tam są.

Antylopy gnu.

Gnu.

Droga na południe parku.
W jednym miejscu droga była całkowicie zatarasowana przez prawie 15 minut. W tym czasie cztery samochody stały obok siebie zajmując zarówno drogę, jak i pobocze. Miałem szansę być jednym z nich, ale nie chciałem blokować drogi. Samochód jadący za mną nie miał takich obiekcji i domknął blokadę. Najpierw stały dwie terenówki wielkości Toyoty Landcruiser, a dalej dwie ciężarówki wożące turystów. Wszyscy na coś patrzyli, a ja nic nie widziałem mimo, że stałem tuż za pierwszą z terenówek. Podejrzewam, że musiało być to coś unikalnego - może właśnie lampart, bo nawet kierowca jednej z ciężarówek stanął w szoferce i robił zdjęcia swoim smartfonem. A przecież jest to osoba, która jest tam codziennie i raczej byle czym się nie zainteresuje. W którymś momencie Toyota, za którą stałem włączyła wsteczny, więc też się cofnąłem, myśląc, że w końcu się znudzili. Skorzystałem z okazji, że zrobiło się ogólne przetasowanie i wjechałem na miejsce, z którego wszyscy patrzyli na to "coś". Jednak, ku mojemu zdziwieniu, teraz cała czwórka ustawiła się tam, gdzie wcześniej stałem. W takiej sytuacji pozostało tylko jechać dalej. Może i tak nie miałem szans, aby coś zobaczyć, bo wszystkie te samochody były większe. I tak straciłem w tym miejscu mnóstwo czasu.

Później też były zwierzęta, ale bardziej zwyczajne.

Jeden ze spotkanych strusi. Chyba wysiaduje jajka.

Były też małpy.

I sporo słoni.

Po jedzeniu trzeba popić.

Ciekawska antylopa.

Słoń.
Mój pomysł na zwiedzanie Parku Krugera powstał na podstawie czytanej relacji, której autor twierdził, że udało mu się z Palaborwa zjechać na południe i wrócić z powrotem przez park. Mi ledwo udało się zjechać na południe. Na dodatek wcale nie na najdalej wysunięty obszar, gdyż wyjechałem przez Paul Kruger Gate. I to zaledwie 20 minut przed zamknięciem bram. Miałem plan, aby wyjechać którąś z południowych bram i w drodze powrotnej jeszcze coś zobaczyć - już poza parkiem. Niestety mój plan runął. Gdy zdałem sobie sprawę, że zbliża się czas zamknięcia bram, a ja mam sporo drogi do przebycia, zwiększyłem prędkość do przepisowych 50 km/h i już się nie zatrzymywałem, o ile nie musiałem. Gdy drogę tarasowały słonie, to nie było wyjścia i trzeba było poczekać, aż sobie pójdą.

Gromadka słoni tarasuje drogę na most.
Przez zaaferowanie zwierzętami, a potem przez brak czasu, nie zajechałem do żadnego obozu na terenie parku. W moim planie miałem tam coś zjeść i wypić kawę. Ostatecznie byłem tylko na suchej karmie, wodzie i cukierkach miętowych. Sucha karma, to kupione wczoraj suszone mięso antylopy. Może trochę nie na miejscu w parku, gdzie te zwierzęta są pod ochroną, ale coś trzeb było jeść.

Gdy wyjechałem z parku Google wytyczył mi trasę do domu, z której wynikało, że dotrę najwcześniej około 20:30. To oznaczało kolejną nocną jazdę. Na dodatek pierwszy odcinek prowadził przez jakieś zuluskie wioski, w których drogi składały się głównie z dziur, a dodatkowo co kawałek był spowalniacz, zwykle bardzo wysoki. Część z tych spowalniaczy była jakby ulepiona z gliny i w niektórych miejscach wyjeżdżona. Bardziej sprytni kierowcy potrafili zjechać na prawy pas, aby przejechać szybciej po mocniej rozjechanym kawałku. Oczywiście bez używania kierunkowskazów.
We wioskach przy drodze tętniło życie i byłoby to nawet ciekawe, gdyby nie to, że do domu miałem szmat drogi. W końcu droga wyznaczona przez Google'a zmieniła się w szutrówkę, wciąż przez wioskę. Tego już było dla mnie za dużo. Wróciłem na asfalt i skręciłem w którąś z bocznych dróg. Na szczęście ta też prowadziła do celu. Zresztą w samym parku Google też się nie popisał, bo wyznaczył mi drogę przez odcinek zamknięty dla zwiedzających i też musiałem kombinować, a było to stosunkowo blisko bramy wyjazdowej i już byłem zestresowany, że przez takie numery jeszcze nie zdążę wyjechać. Początkowo myślałem, że zaraz po wyjeździe z parku zatrzymam się, aby coś zjeść. Tylko nie miałem gdzie, bo po drodze były same wioski. Nawet stacji żadnej nie było. Za to w jednym miejscu stała policji. Nawet kazali mi zjechać na pobocze. Ale potem chyba zobaczyli, że za kierownicą jest białas i kazali mi jechać dalej.

Na szczęście tutaj, podobnie jak u nas, zmierzch następuje powoli. Nie tak jak w krajach bliżej równika, gdzie niemalże od razu jest ciemno. Generalnie to dobrze, bo jednak widać więcej. Jednak ten fakt wykorzystują kierowcy i spora część z nich nie włącza świateł dopóki całkiem się nie ściemni. Zresztą sporo samochodów ma sprawne tylko jedno światło. Przynajmniej na tych terenach, przez które jechałem, czyli raczej biedniejszych. Trochę załamany tym, że tak głupio zaplanowałem ten dzień, jechałem byle szybciej do domu. Już pogodziłem się z tym, że poza suszonym mięsem antylopy, nic więcej nie zjem. Trudno. Trzeba płacić za błędy. W którymś momencie przykleiłem się do samochodu, który jechał wystarczająco szybko i agresywnie, często mijając na trzeciego, a ja za nim. Nie było to aż takie niebezpieczne, bo jak on sugerował, że będzie chciał wyprzedzać, to samochody zjeżdżały na pobocze, aby miał miejsce. Wszystko odbywało się bez użycia kierunkowskazów. Wystarczyło wysunięcie samochodu i już wiadomo było, że chce wyprzedzać. Tak to przynajmniej wyglądało. Akurat nie robił tego mój pilot, ale inni kierowcy często przy powrocie na pas po wyprzedzaniu zamiast kierunkowskazu włączają na chwilę światła awaryjne. Takie nietypowe zwyczaje drogowe.

Około 20:00 mój pilot zjechał na sporą stację, którą akurat mijaliśmy. Wcześniej na trasie była tylko jedna porządnie wyglądająca stacja, w jakimś nieco większym mieście z rondami i centrum handlowym. Tylko nie dało się do niej zjechać bezpośrednio z drogi, bo była trochę niżej. Interesowałem się tym, bo paliwa też nie miałem już za dużo. Według komputera powinno wystarczyć na 20 km więcej niż miałem do celu, więc uznałem, że nie będę po nocach tankował. Jednak, gdy mój pilot skręcił, to zacząłem się wahać. Zwłaszcza, że wydawało mi się, że mają tam też McDonalda. Ostatecznie zawróciłem na kolejnym skrzyżowaniu i zajechałem na tę stację. Rozczarowałem się najpierw, bo okazało się, że to KFC, czyli nie ma McDrive i na dodatek nie wiem, co tam warto kupić. Nie wiedziałem też, czy mogę w nocy wychodzić z samochodu i iść do restauracji. Czy to jest bezpieczne. Dlatego najpierw zatankowałem. W międzyczasie uznałem, że nie ma co przesadzać. Podjechałem pod KFC i wszedłem do środka. Okazało się, że w środku była nawet para białych, chyba miejscowych. Tak przynajmniej wyglądali i zachowywali się jakby byli u siebie. Czyli jednak jest bezpiecznie i nie ma co panikować. Chciałem zamówić hamburgera, bo był tam jakiś na ścianie, ale facet zrozumiał, że chcę wrapa, który był na tej samej reklamie. Nie chciało mi się już tego prostować. W końcu to wszystko jedno. Powiedziałem jeszcze tylko, że chcę do tego frytki i kolę. Trochę trwało przygotowanie, ale w końcu mogłem ruszyć. Torbę z jedzeniem położyłem sobie na siedzeniu, ale pechowo zbyt ostro zahamowałem na pierwszym napotkanym stopie, które tu na skrzyżowaniach są prawie zawsze, i moje jedzenie wylądowało na podłodze. Stwierdziłem, że już nie będę stawał, tylko w domu to pozbieram. Jednak później już jadąc zbierałem frytki z podłogi. Taki byłem głodny. Gdy dojechałem na miejsce okazało się, że tylko trzy pominąłem. Reszta trasy szła mi dobrze. Połykałem ją nawet jeszcze szybciej niż z pilotem, bo prawie nie było ruchu, a droga przez większość odcinka była bardzo dobra. Nawet odblaski w pasach były, więc sunąłem przepisowe 120 km/h, a jak się zapominałem to i trochę szybciej. Gdy wróciłem, nieco po 21:00, czułem się jeszcze bardziej zmęczony niż po podróży z Polski. Ale gdy wziąłem prysznic, zjadłem wrapa oraz wypiłem kawę zagryzając drugą połową karmelowego batonu, odzyskałem siły i dałem jeszcze radę napisać dzisiejszą relację. Juro chyba zrobię sobie bardziej lajtowy dzień i do parku pojadę najwyżej na chwilę, ale wcześniej muszę jakiś reaserch zrobić, bo chciałbym zobaczyć nosorożce i bawoły. Chyba, że to już w innym parku. Zobaczymy.




Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Miami by night

Atrakcje Miami z Super Bowl LIX w tle

¡Bienvenidos a Galápagos!