Sobotę poświęciłem na przejazd z St Lucia w północną część gór Drakensberg, czyli Smoczych. Konkretnie jestem w pensjonacie
The Ledges Retreat niedaleko Bergville. Blisko parku narodowego Royal Natal. W linii prostej dosyć blisko miejsca, z którego jutro chciałbym wyjść w góry. Niestety wczoraj dokładnie nie sprawdziłem, że nie ma bezpośredniej drogi pomiędzy miejscem, w którym teraz jestem, a punktem startu szlaku i będę musiał jutro przejechać trochę ponad 100 km, aby tam dotrzeć. Mówi się trudno.
Wstałem dzisiaj o 7:15. Chciałem iść na śniadanie o 7:30, bo od tej godziny zaczynają je serwować. Ostatecznie poranna krzątanina połączona z pakowaniem zajęła mi dłużej i na śniadaniu byłem 15 minut później. Samo śniadanie było zaskakująco dobre. Byłem już negatywnie nastawiony do tego pensjonatu, więc spodziewałem się kolejnego rozczarowania. Aby zjeść śniadanie musiałem przejść do innego pensjonatu, po drugiej stronie ulicy. Oba mają tego samego właściciela, chociaż inne nazwy. Śniadanie okazało się być serwowane w formie bufetu i jedzenia było dużo. Zjadłem omlet, bekon, kiełbaski na ciepło, czyli klasyka angielskiego śniadania. Potem trochę sera i jakiejś wędliny, które pierwotnie chciałem zjeść na kanapce, ale ostatecznie zdecydowałem się na tosty z dżemem. Wszystko popiłem kawą. Były też płatki, sok wyglądający na pomarańczowy i jakieś owoce, ale tego nie jadłem. Już w trakcie przejścia na śniadanie zauważyłem, że jest szaro i deszczowo, ale deszcz nie był specjalnie intensywny. Pomyślałem sobie tylko, że to dobrze, że już stąd jadę. Chociaż myślę, że gdyby pogoda była lepsza, miałbym zdecydowanie inne nastawienie.
Jak się później okazało, deszcz towarzyszy mi do tej pory. Na trasie padało cały czas i chociaż przejechałem aż 510 km, to pogoda nie uległa zmianie. Zmieniała się tylko intensywność deszczu oraz stopień przejrzystości powietrza. Początkowo jechało mi się źle. Usypiała mnie ta pogoda, więc musiałem uważać. Na dodatek energetyka, który mi został z trasy do St Lucia, miałem w bagażniku, a jak na złość nie było po drodze żadnej stacji. Na szczęście z czasem senność przeszła, nawet bez wspomagania.
Z uwagi na pogodę zdecydowałem się na trasę przez Durban. Dłuższą, ale lepszymi drogami i myślę, że to była dobra decyzja. Zwłaszcza, że wg Google'a trasa przez Durban była o kilkanaście minut szybsza. Tym razem czasu miałem dużo i nie musiałem tak gnać, co z uwagi na warunki było raczej niewskazane. Droga była mokra i w kilku miejscach poczułem aquaplaning - nawet na wszystkich kołach na raz, gdy całym samochodem wjeżdżałem w jakąś płytką kałużę. Na szczęście zawsze tylko na moment i bez zmiany kierunku jazdy. Zresztą byłem skupiony, ostrożny i starałem się przewidywać, co może się stać.
Warunki spowodowały wiele wypadków, o czym mówiono w radio i zachęcano do zmniejszenia prędkości. Sam byłem świadkiem przynajmniej jednego z nich. Wyglądał na groźny. Z samochodu osobowego została tylko jedna połowa, cała droga była w jakichś drobnych elementach, a jednego człowieka pakowano właśnie do ambulansu. Oczywiście wypadkowi towarzyszył spory korek. Później jeszcze raz był korek, ale już mniejszy i nie było widać śladów po wypadku, ale na jednym pasie stała policja, więc może był, ale już został uprzątnięty.
Na stację zajechałem dopiero w Durbanie. Zatankowałem i skorzystałem z toalety. Wyjąłem też mojego energetyka z bagażnika. Cały czas padało i to całkiem ładnie. Pomyślałem, że skoro jestem w Durbanie warto by chociaż przejechać przez centrum, ale przez tę pogodę zrezygnowałem. Potem przejeżdżałem jeszcze przez jedno miasto warto odwiedzin, ale zrezygnowałem z uwagę na pogodę. Miasto nazywa się Pietermaritzburg i niewątpliwie ma zamożnych mieszkańców. Sugerował to bardzo duży salon Jaguara. Pietermaritzburg to miasto liczące około 500 tysięcy mieszkańców i stolica prowincji KwaZulu-Natal, drugiej pod względem wielkości. Od 1944 roku istnieje w nim ulica nosząca nazwę Poland Street - na pamiątkę żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, którzy w 1942 roku przechodzili tam kwarantannę i na tyle zapadli w pamięć, że postanowiono ich w ten sposób uczcić. Pietermaritzburg był też stolicą Republiki Burskiej, która to jednak nie istniała zbyt długo i została zlikwidowana przez Brytyjczyków. Słowo
boer, czyli oryginalna wersja spolszczonego bur, to po holendersku chłop, czyli Republika Burska to Republika Chłopska. Burowie - potomkowie pierwszych holenderskich osadników - nie chcieli się zgodzić na przejęcie przez Anglików władzy w kraju, który uważali za swój. Doprowadziło to do walk nazwanych wojnami burskimi, które ostatecznie zakończyły się przegraną Burów. W Pietermaritzburgu miał też miejsce znany incydent związany z Gandhim, który został też pokazany w filmie jego życiu. To tutaj Gandhi, pomimo że miał bilet pierwszej klasy, na skutek protestu współpasażera miał się przesiąść do ostatniego wagonu, przeznaczonego dla ludzi "kolorowych". Gandhi tego nie zrobił, tylko wysiadł z pociągu. Właśnie w Pietermaritzburgu. W filmie to jeden z ważnych elementów jego przemiany i przyjęcia metody obywatelskiego nieposłuszeństwa jako formy walki politycznej. Przy okazji uwaga, o której wiele osób zapomina. Obywatelskie nieposłuszeństwo nie jest po prostu łamaniem prawa, lecz łączy się nierozerwanie z świadomym poniesieniem wszystkich przewidzianych prawem kar. Bezkarność po złamaniu nawet oczywiście niesłusznego prawa jest całkowicie sprzeczna z tą ideą. Warto wspomnieć, że tę formę protestu i zwrócenia uwagi na to, że część praw jest niewłaściwa, wymyślił i opisał wcześniej Amerykanin Henry D. Thoreau w swoim eseju
O obywatelskim nieposłuszeństwie. Lektura tego eseju zainspirowała Gandhiego i to on po raz pierwszy skutecznie wcielił ją w życie, chociaż sam Thoreau też to wcześniej robił. Thoreau był bardzo oryginalną postacią, wielkim indywidualistą i romantykiem. Dzisiaj jest trochę zapomniany, a, moim zdaniem, warto sięgnąć do jego dzieł. To on dla przykładu jest pierwowzorem ucieczki od cywilizacji znaną z filmu
Into the Wild. Ale zrobiła mi się długa dygresja. Czas wracać do rzeczywistości.
Po drodze z Durbanu chciałem zajechać jeszcze na jedną stację. Przy autostradzie była bardzo duża tablica informująca o tej stacji i o tym, że kolejna będzie za wiele kilometrów. Przede mną skręciła tam też jedna ciężarówka, ale po chwili zaczęła cofać. Nie wiedziałem o co chodzi, więc tylko zjechałem jej z drogi i spróbowałem sam. Okazało się, że stacja jest dopiero w budowie i nie ma przejazdu. Po mnie jeszcze dwa samochody zrobiły podobny błąd. Ostatecznie skorzystałem tam z toalety na świeżym powietrzu i wycofałem się na autostradę. Jedna terenówka przejechała skrótem, po poboczu, ale jak zobaczyłem jakie tam są nierówności, to wolałem wracać na wstecznym. Swoją drogą, to oryginalny pomysł umieszczać tablicę informującą o stacji przed jej ukończeniem.
This is Africa.
Po zjeździe z autostrady pojawiły się dziury, ale nie tak głębokie i groźne jak w okolicy Palaborwa. Dopiero na ostatnim odcinku były większe, ale to już bardzo wąska dróżka i nie dość, że jedzie się wolno, to nie ma praktycznie żadnego ruchu i można jechać jak się chce.
Pensjonat, który wybrałem, chociaż nie jest tak blisko mojego szlaku, jak myślałem, to jest bardzo fajny i cieszę się, że tu trafiłem. Mam fajną, afrykańską, okrągłą chatkę krytą strzechą i dobudowaną do niej łazienkę. Niestety, już na planie prostokąta, ale też krytą strzechą. W łazience, poza prysznicem, jest nawet wanna. Mam lodówkę, telewizor i czajnik elektryczny. Do tego kawę, herbaty i cukier. Poza telewizorem, którego nie było w St Lucia, taki zestaw to, póki co, standard. Zwłaszcza ten czajnik to duża wygoda. Chociaż telewizor też sobie dzisiaj włączyłem. Ogólnie jest tu bardzo ładnie. Szkoda tylko, że pada i że chmury są tak nisko, że nie widać gór. Na pensjonat
The Ledges Retreat składa się kilka różnych, mniejszych i większych domków. Część ma kilka pokoi. Pensjonat jest położony na uboczu i przez to zrezygnowałem dzisiaj z obiadu. Można go zamówić u nich, ale trzeba to zrobić do 11:00. Restaurację widziałem ponad dwadzieścia kilometrów wcześniej. Nawet zakładałem, że jeszcze do niej wrócę, bo na miejscu byłem około 15:00. Jednak później już mi się nie chciało. Mam ciastka i batoniki, to przeżyje do jutra do 7:30. O tej godzinie zaczynają tutaj wydawać śniadania. Poniżej trochę zdjęć mojego nowego lokum i widoków okolicy.
Zapomniałem o najważniejszym. Poza tym, że tu pada, to jest jeszcze zimno. Na trasie temperatura spadła aż do 12 stopni, ale potem wzrosła do 16. Nie sprawdziłem ile dokładnie było tutaj, ale chyba nie jest za ciepło, bo aż włożyłem polar. Nie muszę go zapinać i to wystarcza, aby było mi ciepło, więc aż tak źle też nie jest. W górach temperatura ma wynosić jutro 7-9 stopni. Zobaczymy. Póki co wyprawa w góry stoi pod bardzo dużym znakiem zapytania, bo nie che przestać padać. Szlak, który chcę przejść, wymaga, aby było sucho. Jeszcze wierzę, że się uda, a jak będzie, okaże się jutro.
 |
Wnętrze mojego afrykańskiego domku w Ledges Retreat. Afrykański nie oznacza w tym wypadku braku wygód. Łóżko jest duże i wygodne. Wiem bo to na nim piszę tego bloga. |
 |
Okienko i wejście do łazienki. |
 |
A tak wygląda moja strzecha od środka. I nie przecieka pomimo deszczu, który cały czas pada. |
 |
W budynku w oddali serwują śniadania. Po lewej zewnętrzna ściana łazienki. |
 |
Mój domek widziany z zewnątrz. Jak widać, łazienka trochę psuje jego "afrykańskość" i sprawia, że z zewnątrz wygląda jak wiejska chata. |
 |
Widok z okna. |
 |
Tu można zobaczyć, jak wygląda niebo. |
 |
Basen i chmury skrywające cały krajobraz. |
 |
Wejście do mojego domku. |
 |
Oryginalna umywalka. Na szczęście obok jest też nieco nowocześniejsza wersja. |
 |
Połączenie dachu domku z dachem łazienki. Można zobaczyć, jak wygląda to afrykańska strzecha z bliska. |
 |
Chciałem chociaż trochę połazić po okolicy, ale jak otworzyłem drzwi, to zwątpiłem. |
Fajny ten afrykanski domek, a widoki nawet w deszczu ładne. Mam nadzieję, że jutro przestanie padać i będziesz mógł wybrać się w gory.
OdpowiedzUsuńNie pada i nawet niebo miejscami prześwituje. Tylko chmury są nisko i jest dosyć chłodno. Mój szlak jest z drugiej strony tego pasma, więc może być inaczej.
Usuń