Dzisiejszy dzień, poza jeżdżeniem po tutejszych drogach, przeznaczyłem na dwa trekkingi. Pierwszy w odleglejszym miejscu od George, gdzie obecnie stacjonuję, a drugi nieco bliżej. Oba wiązały się z jazdą na zachód. Z racji, że nie wiedziałem ile zajmą mi te spacery, to uznałem, że rozpocznę od Tsitsikammy, która jest najbardziej polecanym miejscem ze słynnej Garden Route. Może dlatego, że stosunkowo łatwo dostępnym, a przy tym dosyć spektakularnym.
Dzisiaj nie miałem budzika, ale obudziłem się kilka minut przed ósmą, więc nie najgorzej. Musiałem zmusić się do wstania, bo najchętniej spałbym dalej. Rano nie było za ciepło, a niebo było pokryte chmurami. Po śniadaniu, na które składały się tradycyjne tosty z dżemem oraz kawa, poszedłem szukać właścicielki, aby jej zapłacić. Nie bardzo wiedziałem, gdzie jej szukać, więc podszedłem pod niski budynek, który wydawał mi się miejscem, gdzie mogę ją znaleźć, albo przynajmniej kogoś, kto mi w tym pomoże. Nikogo nie było widać, więc zadzwoniłem na jej numer i po chwili z jednych drzwi z telefonem w ręku wybiegła czarnoskóra pracownica, chyba ta sama, która mnie przyjmowała. Pobiegła z nim do innych drzwi, ale ja już się rozłączyłem. Właścicielka po chwili wyszła. Miałem zapłacić R891, ale dałem jej R900 i mówiłem, że nie musi szukać reszty. Było jej z tym ewidentnie głupio i dwa razy chciała iść po pieniądze, ale ostatecznie przekonałem ją, że nie musi. Do Tsitsikammy jedzie się płatną autostradą R50.50. Teoretycznie można ominąć punkt poboru opłat kosztem dodatkowych 15 minut i niewiele dłuższego dystansu. Przynajmniej wg Google'a. Jednak wolałem nie ryzykować. Zwłaszcza, że czasu na mój program dnia, wcale nie miałem za dużo. Po drodze wjechałem jeszcze na pocztę w George. W kilku miejscach, m.in. przy poczcie, spotkałem samozwańczych parkingowych, ale zawsze ich ignoruję. Nie parkuję tam, gdzie pokazują mi miejsce i potem nie zwracam na nich uwagi. Efekt jest taki, że nawet do mnie nie podchodzą. Kolejka na poczcie była ogromna, więc już nie oddawałem kartek w okienku, jak sobie zaplanowałem, lecz wrzuciłem je do skrzynki. Znaczki kupiłem na poczcie w Waterfront w Kapsztadzie. Teoretycznie mają być dobre do Polski, ale czy będą, to się okaże.
Wyjazd z George jest dosyć malowniczy. W pobliżu miejsca zwanego Victoria Bay jedzie się krętymi serpentynami, blisko rozlewiska rzeki Kaaimans, a później oceanu. Już wczoraj dwa razy pokonywałem tę trasę. Serpentyny są tam tak kręte, że prędkość ograniczono aż do 60 km/h i ustawiono sporo ostrzeżeń. To droga N2, która ma status autostrady. Przynajmniej na większości trasy. Na tych zakrętach jest punkt widokowy, ale można tam wjechać tylko wracając. Problem polega na tym, że gdy wracam, to o nim nie pamiętam, bo myślę już tylko o tym, żeby coś zjeść i wylądować w domu.
Droga nieco mi się dłużyła i już nawet myślałem, aby gdzieś się zatrzymać i kupić energetyka. Pomyślałem o miejscowości Knysna, bardzo popularnym kurorcie w tych okolicach. Trasa przebiegała przez tę miejscowość, ale jak widziałem te tłumy ludzi i mnóstwo samochodów, to mi się odechciało. Zwłaszcza, że pogoda nie była zbyt dobra. Wciąż tylko chmury. Miejscami nawet padał deszcz. Jak dojechałem do Tsitsikammy, to pogoda zrobiła się nieco lepsza, a przez chmury zaczęło prześwitywać niebo. Jednak, gdy wyszedłem z samochodu, to zrobiło mi się chłodno. Aż przez chwilę pomyślałem, że mogłem zabrać polar. Jednak szybko tę myśl odrzuciłem, bo przecież będę tu chodził i się rozgrzeję. Tak też się stało. Po kilku chwilach było mi już bardziej zbyt ciepło niż za zimno.
Tsitsikamma jest położona w miejscu, w którym do oceanu wpływa rzeka Storms. Rzeka wyżłobiła spory kanion. Wcześniej kilka podobnych kanionów przekraczałem jadąc autostradą. Niestety nigdzie nie wolno było się zatrzymywać. Więcej o Tsitsikamie przy okazji zdjęć.
 |
Wybrzeże oceanu w okolicy ujścia rzeki Storms. |
 |
Dużo samochodów stało wzdłuż drogi i też chciałem tak stanąć, ale jakiś chłopak pokazywał mi, że mam jechać. Okazało się, że na głównym parkingu było jedno miejsce wolne. Akurat dla mnie (stoję tyłem), bo większy samochód już by się nie zmieścił. |
 |
Parking w Tsitsikamma. |
 |
Widok w stronę ujścia rzeki Storms. |
 |
Za 600R można wynająć kajak i trochę popływać. Fajna sprawa, tylko aż tyle czasu nie mialem. |
 |
Jest też mała plaża i można się popluskać, ale nie było jeszcze chętnych. |
 |
Mikro plaża, ale bez dostępu. Zdjęcie zrobiłem z mostku. |
 |
A to wspomniany mostek. |
 |
Był też mały wodospad. Bardziej typowy niż ten w Wilderness. |
 |
Szlak był bardzo dobrze przygotowany. Praktycznie wszędzie były pomosty. Tylko tym razem deski i słupki nie były drewniane, lecz z jakiegoś tworzywa sztucznego. Gdyby było mokro, to pewnie byłyby jeszcze bardziej śliskie niż te drewniane. |
 |
Na szlaku można spotkać zwisające drzewa. |
 |
I co jakiś czas prześwitywał brzeg oceanu. |
 |
Ujście rzeki Storms. |
 |
Brzeg oceanu prześwitujący przez zarośla otaczające szlak. Szlak nazywał się Mouth Trail, czyli Ujście. |
 |
Główną atrakcją tego szlaku są wiszące mosty. Na szlaku są aż trzy, wszystkie obok siebie. |
 |
Jestem na pierwszym z mostów. Jeden Chińczyk miał radochę, że jak biegał, to bardziej bujało. Później, już jakiś przedstawiciel białej rasy próbował rozhuśtać most na boki. Był jeszcze jakiś dzieciak, który skakał, aby wprawić most w ruch, podczas gdy matka była skupiona na swoim smartfonie. |
 |
Trzeci, ostatni i najdłuższy z mostów. |
 |
Na trzecim moście. |
 |
Widok z trzeciego mostu na rzekę Storms. |
 |
Po drugiej stronie jest mała, skalisto-kamienista plaża. |
 |
Ujście rzeki Storms widziane z plaży. |
 |
Plaża na lewym brzegu rzeki Storms. |
 |
Wąska skała odgraniczająca plażę była dobrym punktem do zrobienia sobie zdjęcia. |
 |
Turyści pochodzenia hinduskiego, ale chyba miejscowi. |
 |
Szlak ciągnął się jeszcze trochę dalej i można było zobaczyć mosty z góry. |
 |
Ujście rzeki Storms i nadpływający kajakarze. |
 |
Wszedłem wyżej, a w tym czasie kajakarze podpłynęli prawie pod most. Kajaki pływały w grupach. Nie wiem, czy w ogóle można byłoby pływać samemu. |
 |
Rzeka Storms. |
 |
Ujście rzeki Storms w Parku Narodowym Tsitsikama. |
 |
Była też mała jaskinia. |
 |
W pewnym punkcie chyba kajakarze kończyli swoją przygodę i zawracali, albo zostawiali kajaki i wracali piechotą. |
 |
Ostatnie ujęcie mostu wiszącego, czyli po angielsku suspension bridge. |
 |
Ocean Indyjski. |
 |
Kwiatek, jeszcze nie do końca rozwinięty. |
 |
W międzyczasie pogoda na tyle się poprawiła, że znaleźli się chętni do kąpieli. |
 |
Kawałek dalej ocean pokazywał swoją moc. |
 |
Skaliste zatoczki. |
 |
Tutaj lepiej widać, że strumienie wody, które unoszą się w gorę, gdy fala rozbije się o skały, są bardzo duże. Na zdjęciu są ludzie, więc łatwiej ocenić ich wysokość. |
 |
Droga do tego miejsca też jest malownicza. |
 |
W tle mój samochód. |
Po pożegnaniu z Tsitsikammą, na której znów spotkałem Polaków, tym razem chyba dwie rodzinki, udałem się w stronę Plattenberg Bay. Moim celem był rezerwat Robberg. Jak tylko wyruszyłem w trasę, pojawiły się chmury i już myślałem, że tylko w Tsitsikamma pogoda się poprawiła. Jednak im dalej jechałem na wschód, tym chmur było mniej. Na miejscu byłem około 16:00. Trochę późno. Na tablicy ostrzegawczo-informacyjnej poza typowymi znaczkami, aby nie chodzić w pojedynkę była też informacja, aby nie wyruszać na szlak po 14:00. Cóż, trzeba było zignorować te zalecenia. Jak się okazało nie byłem ani ostatni, anie jedyny, który był tam sam. W najdalszym punkcie, do którego się zapuściłem, minęła mnie pani, która pokonywała ten szlak biegnąc. Zarówno w Tsitsikamma, jak i w Robberg akceptowano Wild Card, więc nie musiałem płacić za wejście.
 |
Widoki z drogi, przed wjazdem na teren rezerwatu. |
 |
A tu już widok ze szlaku w stronę miejscowości Plattenberg Bay. |
 |
Na szlaku były schody,... |
 |
...ale i sporo wertepów, kamieni i skał, po których trzeba było iść bez udogodnień. |
 |
Szlak poprowadzono wokół cypla, zarówno z jednej, jak i z drugiej strony. |
 |
Szlak i widok na ocean. |
 |
Tu nie było aż tyle wysokiej roślinności i ocean było widać niemalże przez cały czas. |
 |
Słońce już zachodziło i stąd cienie. |
 |
A to fragment szlaku wśród wyższych roślin. |
 |
Miejsce, do którego, z uwagi na późną porę, zamierzałem dojść. To przewężenie nazwane tu po prostu gap. W tym miejscu szlak zakręcał i prowadził wzdłuż drugiego brzegu cypla. Można też było iść dalej i obejść cały cypel. |
 |
W przewężeniu położona jest malownicza plaża. |
 |
Poszedłem jeszcze kawałek dalej. |
 |
Widoki wciąż były ładne, ale nie miałem tyle czasu, aby obejść dookoła cały cypel. |
 |
Dlatego zawróciłem i pomyślałem o zejściu na plażę. |
 |
Zejście na plażę było komfortowe. |
 |
A to i sama plaża. Było tam trochę ludzi, ale starałem się, aby nie było ich widać. Na skale widocznej na zdjęciu zauważyłem mostek i pomyślałem, że może warto przejść jeszcze trochę po drugiej stronie cypla. |
 |
Widok z plaży w stronę cypla. |
 |
Powrót z plaży. |
 |
Szlak po południowej stronie cypla, już za przewężeniem (gap). |
 |
Trasa wiodła obok plaży. |
 |
To mostek, który dostrzegłem z plaży. |
 |
I dalsza jego część. Tu minęła mnie samotna biegaczka. Robiąc to zdjęcie, niechcący, zagrodziłem jej drogę. |
 |
Dalej nie było już tak łatwo, ale wciąż ładnie. Jednak czas było wracać, bo jeszcze trochę trasy przede mną. |
 |
Szlak powrotny. |
 |
Widoki ze szlaku. |
 |
Kolejne malownicze ujęcie z trasy. |
 |
I jeszcze jedno ujęcie. |
 |
Plaża widziana z szlaku powrotnego. |
 |
Widok na przewężenie i dalszą część cypla. |
 |
Szlak powrotny. Zdjęcia robiłem do tyłu, ponieważ wracałem pod słońce. |
 |
Jak widać, nieco się już wspiąłem. |
 |
Wszędzie było tak ładnie, że zdjęcia można byłoby robić jedno za drugim. |
 |
Jednak wszystko co dobre kiedyś się kończy. Nieubłaganie zbliżam się do parkingu. |
 |
Na którym czeka mój samochód. Jak widać, tył jest cały, mimo starań i moich, i kierowcy busika taxi.
|
Powrót minął bez przygód. Tradycyjnie odwiedziłem restaurację McDonald's, bo najłatwiej mi się tam kupuje. Wiem co dostanę, ile zapłacę i nie muszę czekać pół godziny. Jedyna przygoda była taka, że źle słuchałem Google'a i w złym miejscu zjechałem z ronda, a potem musiałem ćwiczyć skręcanie w prawo.
To już ostatnia noc na farmie w okolicy George. Jutro jadę bliżej Cape Town. Nie wiem, czy jeszcze będę coś zwiedzał. Zobaczę jutro.
Komentarze
Prześlij komentarz