New York, New York

Podróż zaczęła się w Miami, a kończy w Nowym Yorku. Jak wczoraj pisałem, bramka miała być otwarta na dwie godziny przed lotem. Do tej pory, we wcześniejszych lotach Aviancą, rzeczywiście stosowali się do tych czasów. Ale nie tym razem, bo zaczęli nas wpuszczać, gdy do odlotu zostało 10 minut. Przez cały ten czas, bramka migała na czerwono, a przy locie była adnotacja "on time". Chyba nie do końca, bo wylecieliśmy jakieś 50 minut po czasie. W drodze sporo nadrobił, bo koła zetknęły się z ziemią tylko 10 minut później niż było zaplanowane lądowanie. Mi aż tak na czasie nie zależało, bo i tak nie miałbym co robić o 4:40. W trakcie lotu najpierw posłuchałem podkastów, które sobie pościągałem na lotnisku, a później udało się chwilę pospać, chociaż sen miałem dosyć nerwowy. Może przez to, że przyplątał mi się kaszel. Chyba podrażniłem czymś gardło i odzywają się reminiscencje po krztuścu. Albo to przez ostry przewiew w drodze na lotnisko w Medellín. Tym kaszlem chyba wystraszyłem ...