Posty

Wyświetlanie postów z 2019

Pożegnanie z Afryką

Obraz
Znów wstałem przed budzikiem, ale wpadłem na pomysł, że ten czas wykorzystam na odwiedzenie sklepów w okolicy. Przed wyjściem zrobiłem sobie kawę. Woda w moim mieszkaniu w Isibaya House nie jest najlepsza. Zwłaszcza ciepłą mocno czuć kamieniem. Nie brałem swoich kosmetyków, bo tu zawsze coś dają. Jedynie pastę do zębów, szczoteczkę i grzebień wziąłem swoje. Jednak te, które tutaj dostałem, okazały się jakieś dziwne. Zwłaszcza pod względem zapachu, bo o właściwościach myjących trudno mi coś powiedzieć. Jedynie mydło było w porządku. O zapachu cytrynowym. W łazience był jeszcze automatyczny odświeżacz powietrza, który co jakiś czas wypuszczał z siebie zapach. Też jakiś dziwny. Niespotykany u nas. Pomimo, że mieszkałem na 10. piętrze słychać było odgłosy ulicy. Wieżowiec pamięta jeszcze czasy apartheidu i może wtedy nie znano jeszcze szyb zespolonych, które znacznie lepiej tłumią hałasy. Winda na szczęście działała, bo czytałem w recenzjach, że ktoś miał okazję wchodzić na 10. piętro po s...

Powrót do Johannesburga

Obraz
Dzisiaj był ostatni dzień, w którym prowadziłem samochód po lewej stronie. Przynajmniej póki co. Obudziłem się trochę przed budzikiem, który ustawiłem na 7:15. Spalem dosyć niespokojnie. Podejrzewam, że w związku z zadaniami logistycznymi, które mnie czekały. Zwłaszcza samolot jest stresujący, bo nie można się spóźnić. O śniadanie już się nie domawiałem. Zadowoliłem się kawą. Parking tym razem miałem przed budynkiem pensjonatu, bez ogrodzenia. Podobnie jak w St Lucia. Tylko St Lucia to mała miejscowość żyjąca z turystyki, a teraz byłem na przedmieściach Kapsztadu. Było to o tyle niepokojące, że aby wejść do budynku pensjonatu, za każdym razem trzeba było otworzyć kratę. Panie pilnowały, aby krata zawsze była zamknięta. Nawet, jak wyszedłem do samochodu po bagaże, to na tę chwilę zamknęły kratę. Bezpieczeństwo przede wszystkim. Oczywiście pensjonat informuje, że nie ponosi żadnej odpowiedzialności ani za samochód, ani za to co się w nim znajduje. Ostrzeżenia o nie ponoszeniu żadnej od...

Muzeum motoryzacji w Franschhoek

Obraz
Czas mojej wycieczki nieubłaganie się kończy. Dzisiaj przemieściłem się z farmy w okolicach George na dalekie przedmieścia Kapsztadu, a konkretnie do Kraaifontein. Mój pensjonat Villa Mariss Geusthouse już wczoraj przesłał mi link do płatności, ale nie byłem w stanie jej zrobić. Po wprowadzeniu danych z mojej karty Revolut otrzymywałem komunikat, że transakcja nie przeszła pełnej autoryzacji. Próbowałem różnymi sposobami, różne przeglądarki, internet przez WiFi i komórkowy. Wreszcie przez telefon, ale efekt zawsze był ten sam. W końcu napisałem do nich maila z informacją o problemie i z pytaniem, czy będę mógł zapłacić kartą po przyjeździe. Nie bardzo uśmiechało mi się ponowne wyciąganie gotówki.

Tsitsikamma i Robberg, czyli spacery w wyjątkowo malowniczych sceneriach

Obraz
Dzisiejszy dzień, poza jeżdżeniem po tutejszych drogach, przeznaczyłem na dwa trekkingi. Pierwszy w odleglejszym miejscu od George, gdzie obecnie stacjonuję, a drugi nieco bliżej. Oba wiązały się z jazdą na zachód. Z racji, że nie wiedziałem ile zajmą mi te spacery, to uznałem, że rozpocznę od Tsitsikammy, która jest najbardziej polecanym miejscem ze słynnej Garden Route. Może dlatego, że stosunkowo łatwo dostępnym, a przy tym dosyć spektakularnym. Dzisiaj nie miałem budzika, ale obudziłem się kilka minut przed ósmą, więc nie najgorzej. Musiałem zmusić się do wstania, bo najchętniej spałbym dalej. Rano nie było za ciepło, a niebo było pokryte chmurami. Po śniadaniu, na które składały się tradycyjne tosty z dżemem oraz kawa, poszedłem szukać właścicielki, aby jej zapłacić. Nie bardzo wiedziałem, gdzie jej szukać, więc podszedłem pod niski budynek, który wydawał mi się miejscem, gdzie mogę ją znaleźć, albo przynajmniej kogoś, kto mi w tym pomoże. Nikogo nie było widać, więc zadzwoniłem...

Mały trekking w Wilderness i nocleg na farmie w okolicach George

Obraz
Znalazłem w internecie, że w Swellendam jest kościół rzymsko-katolicki pod wezwaniem Św. Patryka. Nawet ma swoją stronę internetową. Dowiedziałem się z niej, że jedyna msza w niedzielę jest o 8:00. To oznaczało, że znów musiałem zrobić sobie pobudkę o 7:00. Do kościoła poszedłem na piechotę. Ubrałem polar, bo nie było za ciepło. W drodze pomyślałem, że może powinienem ubrać długie spodnie, bo miejscowi są dosyć purytańscy, zwłaszcza Afrykanerzy, czyli inaczej Burowie. W kościele rzeczywiście wszyscy mężczyźni mieli długie spodnie, ale później przyszedł jeden w krótkich. Na dodatek był to ktoś miejscowy, bo później zbierał na tacę po naszej stronie. Gdy wchodziłem do kościoła, zaczepił mnie jakiś facet i spytał, czy msza będzie po angielsku. Powiedziałem, że jestem tutaj pierwszy raz i nie wiem, ale myślę, że tak. On na to, że nie wiadomo, bo tu dużo ludzi mówi po afrykanersku. Wchodził przede mną, więc spytał się pań, które stały w przedsionku i potem zadowolony stwierdził do mnie, że ...

Koniec Afryki

Obraz
Dzisiaj musiałem pożegnać Kapsztad i ruszyć dalej w nieznane. Spać poszedłem o 2:00, a wstałem o 7:00, więc za bardzo się nie wyspałem. Jakoś długo się guzdrałem, bo poranna toaleta, śniadanie, pakowanie i ogarnianie mieszkanka sprawiło, że zrobiła się 8:05. Natalie usłyszała, że wychodzę i zaraz wyszła mi na przeciw. Oddałem jej klucze i podziękowałem za gościnę. Natalie życzyła mi szczęśliwej drogi ku następnej przygodzie. Nad ostatnim słowem chwilę się zastanawiała, więc spróbowałem podpowiedzieć jej "...ku następnemu celowi". Okazało się jednak, że zobaczyła we mnie poszukiwacza przygód, a nie kogoś, kto podróżuje z miejsca na miejsce.  Miałem sporo szczęścia, że trafiłem do tego mieszkania, bo to naprawdę bardzo sympatyczna rodzina. Siostra Marka przeniosła się do Anglii i próbuje zrobić karierę w branży muzycznej, ale na razie się nie przebili. Zespół to trio i nazywa się Politik. Siostra Marka śpiewa i gra na klawiszach, a jej chłopak, albo już mąż (nie zapamiętałem), ...

Góra Stołowa i Waterfront

Obraz
Dzisiaj nie będę dużo pisał, gdyż jest już późno, a rano opuszczam moje Kapsztadzkie lokum i udaję się w dalszą tułaczkę po RPA. Dzisiejszy dzień zacząłem od sprawdzenia na stronie internetowej kolejki linowej na Górę Stołową, czy ta dzisiaj jest czynna. Po wczorajszej, nieudanej próbie zdobycia tej góry na piechotę, w końcu wpadłem na pomysł, że powinienem wykorzystać technikę, czyli w tym wypadku internet. Okazało się, że na stronie internetowej kolejki jest sporo użytecznych informacji, m. in. o pogodzie, o czasie czekania i, przede wszystkim, o tym, czy kolejka jeździ. Dzisiaj jeździła, a pogoda była dobra. Gdy to spostrzegłem, to tylko się umyłem i od razu w drogę. Bez śniadania. Kawę zaparzyłem, ale tylko kilka łyków dałem radę wypić. Google wyliczył mi czas dojazdu na 44 minuty, w tym 15 minut w korku. Ostatecznie jechałem nieco ponad pół godziny, bo kilka razy udało mi się przeskoczyć na pas, na którym samochody jechały, a nie stały. Jechało się w miarę dobrze i bezpie...

Bezpieczeństwo w Cape Town i dalszy ciąg eksploracji Półwyspu Przylądkowego

Obraz
Dzisiejszy dzień dostarczył mi trochę wrażeń. Chociaż wydaje mi się teraz, że był raczej nieco nudny. Zaczęło się już rano. Martha, pani pod sześćdziesiątkę, która wraz z mężem Christopherem wynajmuje drugie z mieszkań u Natalie i Marka, poinformowała mnie o tym, że w domu naprzeciwko było włamanie. Nazwała je armed robbery , co by oznaczało, że nie tyle włamanie, co napad uzbrojonych bandytów. Z Marthą i Christophem poznaliśmy się, gdy jadłem śniadanie. Okazuje się, że są z Kanady i przyjechali do córki, która tu mieszka. Pierwszy raz są w Kapsztadzie i w ogóle w Afryce Południowej. Dziewczyna, która wczoraj prosiła, abym przestawił samochód, najprawdopodobniej jest ich córką. Wygląda na to, że Martha i Chris nie mają samochodu, ale mają rowery, które najprawdopodobniej dostali od córki. Nie widziałem, aby na nich jeździli, ale rowery stoją. Samochód ochrony osiedlowej przed naszą bramą.

Pingwiny i Przylądek Dobrej Nadziei

Obraz
Dzisiaj nie będę dużo pisał, bo zdjęć będzie tyle, że same opisy pod zdjęciami wystarczą, aby wiedzieć co robiłem. Pierwsze kroki skierowałem na pobliską plażę, aby stwierdzić, że Góra Stołowa jest w chmurach,  więc nie warto na nią ani wchodzić, ani wjeżdżać. Wjeżdża się kolejką linową. Można też wejść i potem zjechać. Oczywiście mówiąc kroki miałem na myśli samochód. Udało mi się go zaparkować tuż przy wejściu na plażę i to za darmo. Dzisiaj nigdzie nie płaciłem za parkowanie. Woda w Atlantyku jest zdecydowanie zimniejsza niż w Oceanie Indyjskim, w którym zamoczyłem stopy będąc w St Lucia. Nawet słoneczna pogoda nie pomaga na zimne prądy. Znaleźli się śmiałkowie, którzy kąpali się bez pianki, ale albo wytrzymywali krótko, albo tylko brodzili. Fale Oceanu Atlantyckiego próbowało wykorzystać dwóch surferów, ale słabo im szło. Przeważnie tylko leżeli na deskach. Udało mi się uchwycić jednego w akcji, ale nie do końca udanej, bo na falę raczej się nie załapał. ...